Info

avatar Kaśka obecnie z Katowic. Rodzinnie z Częstochowy Mam przejechane od marca 2012 59205.18 + 4700 nie wpisane na bikestats
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl Sezon 2013 button stats bikestats.pl Sezon 2012 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

101km-

Dystans całkowity:13192.79 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:250:30
Średnia prędkość:19.79 km/h
Maksymalna prędkość:65.50 km/h
Liczba aktywności:107
Średnio na aktywność:123.30 km i 6h 06m
Więcej statystyk
  • Przejechałam 108.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Suszec i Zajazd Babski

Niedziela, 31 marca 2019 · dodano: 01.04.2019 | Komentarze 0

Historia taka.
Zrobimy sobie kółeczko wokoło.
Najpierw przez Łaziska, górkami do Suszca. Tam na mapach obczajamy bardzo fajnie izotoniki.
Dojeżdżamy- zamknięte.
eh ciepło, pragnienie rośnie to fajnymi terenami trafiamy do Woli. Tam przy izotonikach siedzi osiedlowa hołota i się odechciewa.
Znów lasami, do Babskiego Zajazdu zjeść obiadek. Tam izotoniki dostępne od maja.. No kurcze dawno tak mi się pić nie chciało ;p
Dobrze, że chociaż fajna pogoda i jechało się przyjemnie ;)
Na koniec do Tychów do Trzynastki. Tam wreszcie cały dzień upragnione :D
wracamy lasami..
Pierwsza setka w sezonie. Pogoda piękna, niemalże chce się i nastrój poprawiony..


  • Przejechałam 114.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wadowice, Zajazd Babski, 6 tys

Sobota, 10 listopada 2018 · dodano: 10.11.2018 | Komentarze 0

Dzisiaj się nam zachciało Wadowickich Kremówek, na których ostatni raz byłam w szkole. Jedziemy więc z rana na dworzec PKP Katowice i korzystamy z biletów za 5 zł do Oświęcimia (rower jedzie za darmo). Z Oświecimia już na rowerkach kierujemy się na Wadowice. Przez Zaborze i Frydrychowice. Nawet na bocznych drogach masa aut dziś brrrr...
Góra -dół. Wcale płasko nie jest. Bokami dojeżdżamy do Wadowic, a następnie obejrzeć rynek i okolice Domu Ojca Świętego. Następnie do Cukierni Wadowice na kremówkę i kawkę. Po przerwie, wracamy trochę po śladach, następnie inną drogą na Osiek, Zaborze, bokami Oświęcimia do kolejnej knajpki po Rewolucjach Magdy. Babski Zajazd w Babicach ;) MNIAM! Przystawki wielkości drugiego dania..
Ja jem pyszny barszcz czerwony (jakiego nie jadłam nigdy), na drugie pierogi z wędzonym karpiem (jestem pierogozjadaczem ;))
Kamil je śledzia ze smietaną i plackiem, oraz karpia smażonego z kluchami i sosem grzybowym (jak ktoś powie, że karp ma dużo ości to znaczy tylko tyle, że nie potrafi go smażyć ;))
Wytaczamy się po posiłku i przez Bojszowy i Świerszczyniec jedziemy do Tychów. Tu zakładami lampki i już jak najszybciej do domu.
Już nie pora na takie dystanse - mega zmęczenie.
Dzisiaj wpadło 6 tys w sezonie, fajnie.



  • Przejechałam 102.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Lublińca

Sobota, 6 października 2018 · dodano: 07.10.2018 | Komentarze 0

Po wczorajszej "pieszej zabawie" w Beskidach- 30 km w 6h50 dzisiaj "odpoczynek" ;)
Jedziemy sobie pociągiem do Lublińca (korzystając z tego, że rower jedzie za darmo, a każde z nas za zaledwie 8 zł)
Wysiadamy w Rusinowicach. Jest już znacznie cieplej niż rano kiedy jechaliśmy na stacje.
Kierujemy się najpierw do oddalonej 2 km dalej wioski Wierzbie, aby z zewnątrz zobaczyć pałac (niestety tylko tak bo pałac jest w prywatnych rękach)
 Następnie jedziemy do Krupskiego Młyna.
W tejże niedużej miejscowości znajduje się wiszący most łączący dwa brzegi Małej Panwi. Został zbudowany w 1930 roku.
Przejeżdżamy przez Park, następnie chwila przerwy pod sklepem. Kierujemy się teraz na zamek w Toszku. Walczymy z ogromnym wiatrem, prawie stajemy przy podmuchach. Na szczęście tylko przez jakieś 10 km. Na rynku w Toszku stajemy i robimy zdjęcie. Następnie zamek. Trwają przygotowania do beerfestu. Oglądamy zamek z dziedzińca. Nie decydujemy się na wejście na wieze po wczorajszym Beskidzie ledwo chodzę po schodach.
Teraz ostatni nasz dzisiejszy punkt to Brynek. Najpierw jednak posilamy się średnimi zapiekankami w Toszku. Ale z braku laku...
Tym razem z wiatrem, bez problemu na prostej jedziemy 40 km/h, z górki to hoho szybciej. W Brynku szybko fotka, podziwiamy park i spieszymy się na pociąg do Tarnowskich Gór. Nie mamy siły za cholerę wracać do Katowic. Pociąg mamy za 40 min, następny za 3 godziny... pięknymi "autostradami" szutrowymi docieramy do celu. Ładnie tam w tych okolicach, będziemy odwiedzać. Szczególnie, że bilety takie tanie :)
A w pociągu trafiamy na Panów jadących na kawalerski do Katowic.. ah to był wesoły pociąg , połowa pasażerów uśmiechnięta. Spróbowaliśmy lokalnego bimbru spod Rzeszowa, a ja dziękowałam losowi, że jedziemy z nimi tylko 40 min, bo po kolejnych 40 prawdopodobnie musiałabym wrócić z dworca do domu taksówką :D a jeszcze dostaliśmy dobre rzeczy do domu..;) Wieczorem jeszcze po wyparowaniu % na Trzy Stawy przejechać się po ciemku.





'





  • Przejechałam 101.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zamek w Pilicy. 4 tys w sezonie.

Sobota, 21 lipca 2018 · dodano: 21.07.2018 | Komentarze 1

Mieliśmy w planach coś dłuższego, ponieważ od kilku weekendów coś wypadało. Wstępnie w planach ok 150km i Zamek w Pilicy oraz Ruiny pałacu Moserów w Wierbce. Upał dziś straszny. Trudno się przestawić nagle z 15 stopni na 25. Jedziemy sobie jakimiś wsiami, przez Kuźnicę Błędowską. Trochę błądzimy, trochę prowadzimy, lądujemy w krzakach (jak zawsze :D). W międzyczasie już rezygnuje z Ruin Moserów. Na dziś Pilica wystarczy. W Chechle przy sklepie robimy przerwę. I dobrze bo tu się zaczyna najlepszy kamienisty podjazd. Widząc go aż tracę motywacje ale o dziwo od zeszłego roku dużo się zmieniło i nauczyłam się jeździć pod takie podjazdy na "przełajowych przełożeniach". Dojeżdżamy do Pilicy, robimy kilka fotek i kierujemy się w stronę Kluczy.  Jedzie się fajnie, nogi nawet podają. Chcemy na chwilę stanąć uzupełnić bidon. I się zaczyna...
Kamil czuje jak opada mu przednia opona. Flak.... Znajdujemy kolec w oponie. Zmieniamy, próbujemy napompować i... D...
Pompka się nam popsuła. Właściciel sklepu obok chciał pomóc, ale niestety nie posiada nic na cienkie wentyle. Po kilku próbach decydujemy się iść na pociąg do Olkusza, bo to najbliżej. Ja po 2 km jadę co by szybciej tam dotrzeć, zahaczyć o bankomat i kasę biletową, a Kamil dalej idzie.  Po drodze nawet jedzie szosowiec, ale nie raczy się zatrzymać na wołanie i machanie rękami...
Jedziemy pociagiem do Katowic. Na szczęście na peronie znajdujemy rowerzystę która użycza pompki, jednak mimo wszystko nie decydujemy się wracać rowerami. Nie mamy już zapasu dętek ani pompki przecież ;) Ale chociaż z dworca z Kato można było dojechać.











  • Przejechałam 145.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Slezskoostravský hrad i Zámek Fryštát

Sobota, 30 czerwca 2018 · dodano: 02.07.2018 | Komentarze 0

Na koniec miesiąca, tak co by 1000 wpadło.
Po całym tygodniu deszczy wreszcie sobota w miarę. Wybieramy się do Ostrawy.
Jedziemy najpierw lasami na Kobiór, Brzeźce Koło Jeziora Łąka, Wisła Wielka, Strumień (tutaj stajemy na chwilkę na rynku), Rychułd, Pruchna , Kończyce Małe (bokami przez park). Tutaj przekraczamy granice.
Najpierw jedziemy na Zámek Fryštát - robimy kilka zdjęć. Oglądamy rynek. Kierujemy się częściowo bocznymi, częściowo głównymi drogami (ale nie ma źle ani razu nikt nie wyprzedza na gazetę) na Slezskoostravský hrad czyli Zamek w Śląskiej Ostrawie. Jest akurat jakiś dzień otwarty i wstęp na zamek jest darmowy. Trwają jakieś koncerty. Siadamy, trochę sluchamy ;) W końcu nachodzi nas ochota na Czeskiego Radegasta. Kosztuje 37 koron, a mamy akurat ostatnie 40 (cóż jedno na pół). Zadowolona proszę jednego i tu się zaczyna...
Pani mówi coś, że za mało. Nie rozumiem o co chodzi. Przychodzi  drugi Czech, pokazuje szklankę, pokazuje mało. Tłumaczy na translatorze w telefonie "Filiżanka kosztuje" myślę o co chodzi? Nie załapaliśmy, że o kaucje ponieważ kubki wyglądały jak zwykłe plastiki.
W końcu jakaś Czeszka tłumaczy po angielsku no wreszcie zrozumieliśmy :) Nie mieliśmy więcej, ale uprzejma obsługa pozwoliła nam wypić przy stoliku niedaleko i kaucji nie pobrali. Poźniej po otrzymaniu kubka, skapłam się, że to nie taki zwykły plastik tylko dosyć twardy. Po krótkiej przerwie i posileniu się, wracamy do Polski. Kierujemy się na Rychwałd i Lutynię Dolną. Na wyjeździe z Ostrawy czekają nas dosyć podjazdy, pod ostatni już nie wyrabiam i prowadzę. Jedziemy następnie jakimś szlakiem zielonym pieszym. Zapatrzyłam się na jeziorko i.... wpadam do dziury. Nie dużej, ale nadgarstek przyjmuje uderzenie (jak wiadomo w przełaju amora nie ma). Nic się poważnego nie stało, ale rękę obiłam dosyć. Do końca wycieczki opieram na kierownicy praktycznie tylko jedną rękę. Pod sam koniec się kusimy na jeszcze jednego Radegsta (po drodze wypłaciliśmy jeszcze korony)  27 koron jedno, a tym razem jeszcze lepsze.
Siedzimy w fajnym ogródku, odpoczywamy. Po przerwie kierujemy się w stronę granicy którą przekraczamy w polu kukurydzy. Łaziska, Podbucze. Tutaj zapada decyzja , że kierujemy się do Rybnika na pociąg. Teoretycznie to tylko 30 km różnicy pociąg- dom, ale dzisiejsza trasa już i dała popalić. Marlkowice, Jankowice i.. Rybnik Paruszowiec. Na stacji dwójka ludzi pijanych przebywa się i demoluje stacje (niektórzy powinni mieć kategoryczny zakaz picia) Czekamy 30 min i wsiadamy w pociag.
Fajny dzień.

Tutaj przekraczamy granicę.

Rynek Frysztat

Zamek Frysztat

Zamek Ostrawa

Podjazdy są.. :)

Granice przekraczamy w polu kukurydzy :)


  • Przejechałam 110.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa nad morze. Odcinek Toruń- Laskowice

Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 20.06.2018 | Komentarze 2

Pozwalamy sobie wyjechać poźniej. Miało być dzisiaj mniej km. No ale... Ciśniemy do Torunia przez Skąpe, Lipinek , Lisowo. Mamy szczęście znów nie pada. W Katowicach w tym czasie pada codziennie ;) Dziś sady, zamieniły się w pola kukurydzy i zbóż.Wjeżdzamy na punkty widokowe Grudziądza. Jest pięknie  Oglądamy Twierdze i Bramę Wodną. Szukamy czegoś do jedzenia, jesteśmy potwornie głodni a jakiś Pan gdy dowiaduje się, że jesteśmy z Katowic opowiada całą historię swoich dziadków z wojny. Jemy na rynku w obiadach domowych. Dziś mam jakiś kryzys. Najchętniej bym tu została. Szukamy noclegu. masakra wszystko w Kwidzynie zajęte (w to nie wierzę pewnie nie chcieli na jedną dobę) albo +150 zł.  Znajdujemy coś w końcu za 110 zl. Mamy jeszcze 35 km. Nie wiem skąd znalazłam podkłady siły żeby tam dotrzeć. To już było przekroczenie granicy gdzie nie czuje się nic. Przejeżdżamy albo przez piachy obok jakiegoś małego starego lotniska, dalej kamieniste drogi. Komary tną niemiłosiernie. Zatrzymujemy się pod jakimś sklepem co by mieć kolacje i śniadanie. Miejscowi zaczepiają, w sklepie prawie nic prócz piwa i batonów i chipsów. Nie lubię aż takich totalnych wioch.  Odliczamy ostatnie km. Rower ślizga się na piachu. Nie możemy się zatrzymać bo owady nas zeżrą. Odczepiają się dopiero po zużyciu CAŁEGO Off-a. Cóż genialnie. W końcu dotaczamy się na kolejne totalne zad*pie. Okazuje się, że to sala weselna. Tym razem luksus bo mamy kawę i herbatę w cenie. Miły właściciel. Chowamy rowery chociaż nie wiem który złodziej by tu trafił naprawdę :D. Jest mega wygodnie, kąpiemy się i zasypiamy. Jutro cel.




Ścieżka rowerowa wzdłuż Wisły- Grudziądz.




  • Przejechałam 112.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa nad Morze. Odcinek Płock-Toruń

Środa, 13 czerwca 2018 · dodano: 13.06.2018 | Komentarze 0

Dziś spałam dobrze. Było wygodnie. Wreszcie. Wyjeżdżamy przed 7. Jedziemy na śniadanie do Maka. Pyszna kawa stawia na nogi. Wydostajemy się z Płocka ścieżką rowerową. Jeszcze tylko jakiś dzieciak wpada mi prawie pod koła bo jedzie w słuchawkach. Wreszcie las... dla odmiany od sadów (na które zaczęłam już narzekać z powodu monotonii zaczynają się piachy). Postanawiam się już nie odzywać , a przynajmniej nie otwierać buzi jeżeli mam na coś narzekać. Przewracam się na piachu, a końcówka siodełka wbija mi się w miejsce pod kolanem od tyłu. To boli. Bardzo. Boli jeszcze dobre 3 dni. Kierunek Maszewo, Maliszewo, Czarne. Omijamy Włocławek bo on też się wiąże z jazdą głównymi, albo dużym nadrabianiem. Znów uciekamy przed deszczem. Pożywiamy się świeżymi bułkami w Lewiatanie z szynką, serem i ogórkiem. Planujemy stanąć na obiad w Toruniu.  Nagle zaczynają się takie piachy, że co chwilę prowadzimy. Niby szlak czarny rowerowy, a nie da się jechać. Pokazuje mi jeszcze 15 km tego szlaku. Odpuszczamy i jedziemy na prom na Nieszawę. Tym razem płacimy tylko 1 zł od osoby. Taniocha ;)  Kierujemy się ścieżkami rowerowymi w stronę Ciechocinka. Ładne uzdrowiskowe miasteczko. Jedziemy przez park i tężnie solankowe. Tutaj chwila przerwy na truskawki i przeczekujemy chwilową ulewę. 10 min szukamy noclegu. Znów trafiam za pierwszym razem. Mam szczęście które następnego dnia się skończy. Śpimy dziś na statku przy starym mieście. 100 zł za dwie osoby to zaskakująco niska cena jak na te lokalizacje. Kawałek 91, ale na szczęście mamy szerokie pobocze. Podziwiamy panoramę Torunia i kwaterujemy się. Idziemy zwiedzać stare miasto i zjeść w knajpce po Rewolucjach Magdy Gessler. Pyszna włoska oliwa, pyszna pasta. Mniam! Po odpoczynku zaczynam dopiero czuć dzisiejszą kontuzje. Ledwo idę. Boli. Po zwiedzeniu najważniejszych punktów idziemy spać na łajbie. Podziwiamy pięknie oświetlona Wisłę z pokoju. Jest piękne.

Prom Nieszawa

Park Ciechocinek


Tężnie Solankowe- Ciechocinek

Panorama Torunia

Widok z tarasu ze stateczku na którym spaliśmy.

Stare Miasto- Toruń.



  • Przejechałam 120.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa nad Morze. Odcinek Tarczyn-Plock

Wtorek, 12 czerwca 2018 · dodano: 13.06.2018 | Komentarze 0

Ruszamy 7:30. Jest znów fajnie. Widzimy, że chmura idzie na nas, ale nie w kierunku w którym jedziemy. Więc ciśniemy totalnie.  Pierwsza przerwa Grodzisku na zakup batonów. Tu nas trochę pokropiło, ale widzę, że jeszcze 10 km i się uda uciec przed chmurą.  Dalej Gole, Teresin. Przejeżdżamy obok starego lotniska Sochaczew- Bielice. Znów jedziemy kawałek główną wojewódzką w stronę Gabina (trzeba kierować się tak żeby było cokolwiek niestety na bocznych drogach nawet często sklepów nie ma). W Gąbinie okazuje się, że tam jeździ się lewą stronę :/ głupie babsko prawie na nas wjeżdża i jeszcze bezczelnie pyskuje.
Jemy zestaw obiadowy za parę zł (kalafiorowa+ kotlecik). Mniam tego było mi trzeba. Chodź nadal nie mogę za dużo jeść. Mój organizm potrzebuje prostych węgli. Zostało ostatnie 20 km. Wieje centralnie w twarz. Kamil wyjątkowo jedzie pierwszy, nie mam siły walczyć z tym wmordewindem. Wjeżdzając do Płocka oglądamy przepiękną panoramę miasta nad Wisłą, następnie rynek. Pijemy piwko i udajemy się na nocleg w hotelu pracowniczym. Właścicielki nie ma i kieruje mnie jak po labiryncie jak mam wejść do pokoju przez telefon ;). Robię jej przelew i tak dziś śpimy. Rowery śpią z nami w pokoju. Wieczorem idziemy jeszcze na kebaba bo tak się zachciało. Dziś też było chłodniej i dobrze.





  • Przejechałam 123.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa nad Morze. Odcinek Góra Puławska-Tarczyn

Poniedziałek, 11 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0

udzimy się i leje. Nie zapowiada się żeby przestało. Jesteśmy głodni. Nie jedliśmy nic od wczoraj od obiadu. W okolicy nie było nawet żadnego otwartego sklepu (niedziela). W końcu o 10 zdecydowaliśmy się w deszczu ruszyć chodź pod najbliższy sklep. Jemy średnio smaczne bułki i czekamy kolejne 1,5 h jak przestanie lać. W końcu ruszamy i od teraz w miarę unikamy deszczu. Jest zdecydowanie chłodniej. Ludzie chodzą w bluzach, my w krótkim pędzimy żeby nadrobić czas. Kępeczki, Samowodzie, Nowa wieś, Warka (gdzie oglądamy fajny rynek oraz ratusz). Po drodze przeczekujemy ulewę na stacji benzynowej. Pani z obsługi nie jest zadowolona że tam stoimy (widać po reakcji). Ani nic nie jechało, ani nikomu nie przeszkadzaliśmy. No cóż...
W Warce jemy obiad. Przepyszna zupka (coś na co pozwala mój żołądek) i kawałek pizzy. Odbijamy trochę od biegu Wisły. Nie mam ochoty spać w Warszawie i okolicach. Znajdujemy fajny i tani nocleg w Tarczynie. Za 110zł/2 osoby ze śniadaniem. Jedziemy. Znów sady, sady i sady. Tym razem najwięcej czereśni.  Okazuje się , że to fajny zajazd. Rowery stoją bezpiecznie, mamy restauracje obok gdzie wieczorem odpoczywamy na piwku. Jednak znów okazuje się bardzo niewygodna poduszka (jak na prawie płasko) nie umiem tak spać. Znowu się kręcę z boku na bok pół nocy.







  • Przejechałam 112.00km
  • Sprzęt Meridka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyprawa nad Morze. Odcinek Sandomierz-Gora Pulawska

Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0

Od 5 na pewno nie śpię. Z niesmakiem jem bułkę z kiełbasą i pomidorem. Chcemy wyjechać wcześnie. Na dzisiaj też zapowiadają upały. Jedziemy zobaczyć Bramę Opatowską której nie widzieliśmy wcześniej.  Już się orientuje, że bliskość Wisły w większości oznacza albo główne drogi, albo piaski, niewygodne trawy. W następnych dniach więc będziemy jechać trochę inaczej niż planowaliśmy.  Jedziemy przez Dwikozy na prom na Zawichoście. Rozmawiamy trochę z Panem który to obsługuje. Jest bardzo miły. Robimy sobie fotki. Mówi, że bardzo często widzi tutaj rowerzystów, nawet ostatnio byli Ukraincy. Pyta się jaką drogę wybraliśmy i przekonuje nas o jej słuszności. Jedziemy dalej. W Opolu Lubelskim stajemy na obiad. Jestem głodna, a znów nic nie mogę wcisnąć. Wizja przejechania jeszcze 40 km mnie rozbraja. W bidonie wrzątek. Wczoraj droga przez sady, dziś pola kapusty. Następny postój robimy w Kazmierzu Dolnym. Ogladamy wąwóz lessowy i rynek oraz Zamek (tylko z daleka). Szukamy noclegu. Znajdujemy do w Górze Puławskiej. Zadowoleni odliczamy kilometry. Jedziemy wzdłuż Wisły z fajnym widokiem. Po ostatnim ciężkim podjeździe sprawdzamy i okazuje się, że nocleg jest 4 km w inną stronę ( właścicielka źle oznaczyła na google). Mamy już dość. Jestem tak zmęczona, że chce mi się płakać
W końcu odnaleźliśmy. Rowery stoją na podwórku, ale to nic. To takie zad*pie, że nie ma NIC. Zasięgu, żywej duszy.  Nawet domu z drogi nie było widać bo był zasłonięty drzewami. Pijemy jeszcze na balkonie cydr który zakupiliśmy w Sandomierzu. Rzeczywiście te sklepowe są ohydne, ten był pyszny, w ogóle jak sok bez alkoholu. Zasypiamy, ale z powodu niewygodnej poduszki znów śpię ze 4 godziny.

Przeprawa promowa.


\